Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

Fil gadałby tak bez końca, gdyby się nie rozległ dzwonek. Zato na lekcji był cichuteńki, aż go pani pochwaliła.
— Widzisz Fil, jak chcesz, możesz być spokojny. Ani razu nie zwróciłam ci dziś uwagi.
— A pani może myśli, że nie uważałem?
— Ależ nie. Mówię przecie, że się dobrze dziś spisałeś.
Po wyjściu pani Fil cztery razy ucałował książkę i narysował na tablicy małego człowieczka z olbrzymim nosem. A na nosie umieścił takie ogłoszenie:
»Uwaga!
Bierzcie książki z bibljoteki Dżeka. Spieszcie się, bo będzie za późno. A kto książki nie otrzyma, będzie miał taki nos, jak ja«.
Potem umazał rękę kredą i biegał od jednego do drugiego, niby chcąc go pogłaskać po twarzy. Dziewczynki swoim zwyczajem zaczęły piszczeć. A Fil zapalił elektryczne światło, chcąc zrobić świetlną reklamę bibljoteki Dżeka.
I tu mu się nie udało, bo woźna poszła na skargę do kancelarji, i Fil musiał wysłuchać przemowy, że —
— Ot, nie można go pochwalić, że innych pochwała zachęca do poprawy, a jego tylko rozzuchwala, że jest nadal nieznośny i niepoprawny.
— Ooo, Bosko czarnoksiężniku, — deklamował, — ileż przez ciebie znieść muszę cierpień. Ale tem więcej cię kocham.
Po ostatniej lekcji Dżek, jak zwykle, zaczął wy-