Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

Bronek przyniósł mi swój utwór pod tytułem: „Młodość“. Chce posłać do „Ziarna“, ale pragnąłby wiedzieć, czy przyjmą.
Czytał mi sam:
„Młodość — hej — młodość! Ileż potęgi, ileż siły mieści się w tym wyrazie tak krótkim, a tyle zawierającym treści. Hej, wy dumni, czyście zajrzeli w pierś młodzieńca, czy wiecie, co to jest młodość, która kipi, czyście zajrzeli w piekło, które się dzieje choćby w duszy ucznia siódmej klasy? Tam jest burza, która porywa swą grozą majestatyczną.
„Nadmiar sił wylewa się jak bałwany z koryta rzeki, i w szalonym pędzie chwyta wszystko na drodze i pędzi w dal z szumem, trzaskiem, rykiem i wrzawą. Młodość — to szał. Nadmiar sił rozrywa pierś słabą, zapał, gorączka — wstrząsa całą istotą; duch rozbudzony, jak olbrzym, wstrząsa ciałem — karłem i kruszy kajdany.
„Fantazja, natchnienie, wyobraźnia — przypina młodemu Ikarowe skrzydła, a ten niebaczny, pędzi ku słońcu, jak ćma, oślepiony jego blaskami: O! jak piękna ta podróż na skrzydłach wyobraźni, która niesie hen, hen w górę!!!
„Niema przeszkód, niema przeciwności — nic nie wstrzyma śmiałka. Ha! oto wdarł się na szczyt skały i patrzy z uśmiechem w otchłań, a oto pędzi już dalej, wyżej. Kończy się powietrze, lecz co go to może obchodzić! Mija