Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

kach, czy sercu — swą śmierć — prawdziwą śmierć — la mort.
Ogarnia mnie coraz większe znużenie. Myślę teraz powoli, — myśli jakby się tliły leniwie w popielisku.
— Życie głupie — poco żyć? — Bo ja naprzykład, chcę napisać arcydzieło. — Choć i arcydzieło jest głupie. — Tłum ośmieszy — la foule! — Iljada z komentarzami Mansztejna, książeczką do słówek i rozbiorem podług gramatyki Szulca, czy Czernego. — „Hamlet“ — historja bałwana syna wielkiego ojca — „Hamlet“, grany w Koninie; — albo „Tadeusz“ w miniaturowem wydaniu za 1 rb. 80 kop. w saloniku panny na wydaniu, — albo — porządny człowiek — co?
— Pan pewnie chcesz wychować dzieci na porządnych ludzi?... Czemu pan tak prędko idzie?... Zaraz — ja jeszcze nie wszystko panu powiedziałem... Wie pan, jak ja bym chciał dzieci moje wychować?... Ja nie mam na szczęście dzieci, tylko tak sobie mówię... Więc chcę, naprzykład, sam jeden wybudować wielki szpital; ale jeden człowiek nie może tego zrobić... Więc żenię się i mam dziesięcioro dzieci. A kropla po kropli sączę im w serca swą myśl — gorące pragnienie. — I oto po latach pan jeden staje się dziesięcioma. Jeden syn, agronom, zalesia okolicę, zakłada obory i ogrody; drugi budowniczy, robi plan i kieruje robotami przy wznoszonym szpitalu, trzeci jest księdzem i mo-