Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/290

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ona: „wejdź“. — On: „i tak nie kupię; mamy tylko dwadzieścia groszy“. — Pamiętasz: dogoniłeś i dałeś, — i różę czarodziejską swojej pani w szkole...
— Skąd wiesz?
— Krasnoludki wszędzie się kręcą i widzą, opowiadają.
— No tak. Ale inne były moje dary, nie takie, jak twoje. — Dam i myślę: „niech się dziwią szczeniaki“.

Nie skończyli rozmowy — czarodziej i wróżka.
Rozległ się dzwon.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Precz stąd, — powiedział.
Za miesiąc księżycowy przyjdziecie tu na sąd. — Znacie naszą przysięgę. — Zamieniam was w psy. — Precz!