Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

wacie kwiaty, macie chleb z miodem. A czarne dzieci są chore i umierają z głodu. Mówię wam prawdę. Byłem w różnych krajach, na różnych wojnach. Widziałem wiele nieszczęść. Ale wszystko to nic w porównaniu z obozem czarnych dzieci. One są najnieszczęśliwsze, bo nietylko małe i słabe, ale w dodatku dzikie. Więc trudniej im coś wymyślić, żeby się ratować. Spieszcie z pomocą.

Król Maciuś Pierwszy“.

Statki nie były duże, więc i żywności nie było tak wiele. Ale na początek i to dobre.
Trudno opisać radość czarnych dzieci, gdy Maciuś powrócił. Żołnierze szybko wyładowali statki, które bez chwili zwłoki ruszyły z powrotem po nowe zapasy.
Maciuś chciał nakarmić naprzód najmniejsze, ale Klu-Klu radziła naprzód dać starszym, żeby mogły pomagać. Mleko i inne produkty były w puszkach blaszanych, i nic prócz wody nie trzeba było gotować. Zamiast żołnierskich sucharów, przysłano bardzo smaczne białe słodkie herbatniki, bo dzieci miały chore żołądki. Było to śniadanie, jakiego czarne dzieci nigdy w życiu nie jadły. Ale nie dziwiły się niczemu, bo i statki, które pierwszy raz w życiu widziały, i skrzynie i worki — wszystko uważały za cud. I tylko czekały, czy nie zrobią się zaraz tak białe, jak mleko, które im dawano w kubkach, blaszanych pudełkach i łupinach kokosowych orzechów.
Porządek był doskonały. Nikt się nie bił, nie pchał, nie przezywał.