Strona:Jarema.djvu/151

Ta strona została przepisana.

przyznała dworowi. Gromada widziała we wszystkiém tém niesprawiedliwość obie wyrządzaną.
Otóż to dawne pastwisko poradził wdowie pulkownik zaorać i zbożem obsiać. Sądził on, że na nowinie obfity zbiór będzie, a powtóre chciał tym sposobem odebrać gromadzie wszelką pokusę do wyganiania bydła na te pola, jak to było zwyczajem za czasów pańszczyźnianych.
Gromada z załamanemi rękoma patrzyła na pługi, które te pola orały, i przysięgala w duchu zemstę, gdy czas będzie po temu. O prawie własności dworu do tego gruntu, nikt jéj nie przekonał, a ludzie, których się radziła, odpowiadali jéj półgębkiem, ruszając ramionami, co gromada po swoiemu sobie tłumaczyła.
Pomimo jednak téj wzrastającéj coraz więcej niechęci gromady, wytrwała wdowa w powziętym raz zamyśle i ze szczupłych funduszów założyła szkółkę dla dzieci wiejskich. Gromada jednak nie widziała w téj fundacyi żadnego dobrodziejstwa, bo jéj ktoś powiedział, ze to jest obowiązkiem każdego dworu. Zresztą nie widzieli oni w téj instytucji żadnych korzyści, przeciwnie pozbawiała ich ona usługi dzieci, które ten czas w szkole przesiadywać musiały.
Jarema był niezmordowanym w sprawie gromady. Wiele rzeczy udało mu się przeprzéć u starosty, naczelnika powiatowego, a nawet i we Lwowie. A po każdej wygranej sprawie rosła sława Jaremy, i on sam rósł w oczach swoich, i zdawalo mu się, że w danym razie mógłby daleko więcej dokazać.
W takiém to położeniu zaskoczyło nagle dwór i gromadę nadzwyczajne zdarzenie.