Strona:Jarema.djvu/153

Ta strona została przepisana.

nia. Musiał to być dobry gospodarz, silny w pięści i odważny, i musiał dać dowody, że dobro gromady nadewszystko ceni. Musiał jéj wygrać jakiś procesik, a przynajmniéj miéć sławę człowieka, który gdy tego potrzeba, wszystkiego dokazać może. Przymiotów zaś tych nabywał on w gromadzie różnym sposobem. Jeśli udało mu się w krótkim czasie przysporzyć majątku, jeśli zręcznym sposobem kogo wydziedziczył, a do tego jeszcze był w wojsku i nie przyszedł do wsi „szubpasem,“ to już mógł liczyć na całą gromadę. Mały epizodzik życia, który przepędził w areszcie lub czasem w kryminale, nie wchodził w rachubę gromady, bo gromada jest tego przekonania, że nieszczęście nie chodzi po lasach, tylko po ludziach.
Ale nie każda gromada ma takiego męża zaufania.
Często kilka gromad składa się na takiego czlowieka, a wtedy jest on u nich prawdziwym królem. A człowiek taki zawsze udaje, że nie stoi sam jeden; mówi zawsze do nich, że ktoś jest za nim, ktorego on wolę pełni; a mówi to w sposób tak tajemniczy, że gromady tylko instynktem znaczenie tych słów odgadywać muszą.
Między gromadami, które z Nowąwsią głosowały, było kilku takich mężów zaufania; ale nad wszystkich wznosił się Jarema rozgłośną sławą. Skupili się więc wszyscy koło niego, jak kurczęta koło kwok, gdy się obawiają jastrzębia.
A jastrzębiem tym był w téj chwili w ich oczach kochany nasz pułkownik. Na długich nogach, z wysokim halsztukiem, wszedl między nich i polecił się im na kandydata. Już sama postać pułkownika i jego bekiesza z ogromnemi guzami, nie podobała się gro-