Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/227

Ta strona została skorygowana.

— On się ich wogóle nigdzie nie uczył — rzekła Inka, wzruszając ramionami.
Ogrodnik pociągnął dobrze z fajki i przez chwilę przyglądał się horyzontowi zmrużonemi oczami.
— Niezbyt to słuszne sądzić go tak, jak się sądzi drugich ludzi — odpowiedział powoli. — Niejedno w życiu przeszedł, a teraz jest stary i śmiało mogę powiedzieć, nieraz bardzo samotny. Wszyscy są przeciw niemu — a jeśli kto się uprzejmie wobec niego zachowuje, on wie, że to zawsze tylko dla interesu. Wasza nauczycielka jest grzeczna, kiedy chce, żeby pozwolił zwiedzić swoje zbiory, ale założyłbym się, że pozatem ma go za starego złodzieja.
— Może niesłusznie? — zapytała Inka.
Ogrodnik zlekka się uśmiechnął.
— Miewa swe chwile uczciwości tak samo jak i my wszyscy.
— Może! — zgodziła się Inka niechętnie. — Może istotnie nie jest taki zły, jak się go bliżej pozna. To się często zdarza. Naprzykład jest Lordunia, nasza nauczycielka łaciny. Niecierpiałam jej, a naraz, w godzinie próby, wpadła na całą awanturę i zachowała się zupełnie byczo.
Wyciągnął do niej rękę.
— Grosik!
Inka zwróciła mu jego własny grosz.