Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/233

Ta strona została skorygowana.

— Niech panienka zaczeka w altanie, a ja tymczasem zobaczę, czego będzie mogła dostarczyć chatka ogrodnika.
Po kwadransie wrócił, dźwigając ze śmiechem wielki kosz.
— Urządzimy sobie piknik! — mówił.
— Doskonale! — wykrzyknęła Inka radośnie. Nie miała nic przeciw temu, żeby jeść z nim razem, ponieważ umył ręce i wyglądał całkiem czysto.
Pomogła mu rozpakować kosz i ustawić stół w małej altance obok fontanny. Przyniósł kanapki z łososiem, twaróg, dzban mleka, marmeladę pomarańczową, ciasteczka lukrowane i ciepłe pierniczki, prosto z pieca.
— Co za wspaniałe, by-cze śniadanie — zawołała.
Wyciągnął dłoń.
— Znowu grosik.
Inka zajrzała do pustej kieszeni.
— Będzie pan musiał mi darować! Wydałam już całą gotówkę.
Wiosenne słońce grzało miło, fontanna szemrała, wiatr usiał podłogę altanki białemi płatkami magnolji. Inka z westchnieniem zadowolenia zabrała się do marmelady.