Strona:Jean Webster - Właśnie Inka.pdf/67

Ta strona została skorygowana.

uczennicom, czem prędzej się przygotować do snu, zaczęły ćwiczyć „pas“ nowego tańca hiszpańskiego wzdłuż całej długości Korytarza Południowego. Z ostatnim piruetem dotarły do drzwi Reni Patton.
Renia, wciąż jeszcze w powiewnej, blado-błękitnej sukni do tańca, siedziała ze skrzyżowanemi nogami na kanapce, ze złotemi lokami opadającemi na otwarte kartki Wergilego, z beznadziejną regularnością skrapiając łzami wiersze, które kuła napamięć.
O historji postępów Reni w łacinie wyższych klas — lepiej zamilczeć. Renia bardzo często marzyła — zamiast uważać i skoncentrować się nad gramatyką łacińską — o tej przyszłej szczęśliwości, w której miejsce „gerundium“ i „gerundivum“ zajmą uśmiechy i pocałunki. Była to ładna, niezaradna pieszczotka, niesłychanie dziecinna, jak na wyższe gimnazjum, ale zarazem niezmiernie ujmująca. Wszyscy przekomarzali się z nią, bronili jej i kochali.
— Ty głuptasku zwarjowany! — wykrzyknęła Inka. — Któż ci kazał kuć łacinę w piątek wieczór!
Znalazłszy się jednym skokiem na kanapce u boku Reni wydarła jej książkę.