Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/192

Ta strona została przepisana.

mych kobiet, suchym wyrazem rozpaczy szukające w ogromnych spisach poległych imion i nazwisk swych synów, mężów i braci.
Przypomniał mu się bolesny, ogromny huk armat, strzały i dziki, przeciągły krzyk konającego.
Rozpamiętywanie przerwało brutalne szarpnięcie.
Konrad, zasnąłeś? zwijaj linię, co, nie widzisz?! Konrad spojrzał wpół przytomnie przed siebie. C. k. m.-y już się cofały. Piechota krok za krokiem wracała w stronę wsi, ostrzeliwując się nieprzerwanym hukiem ślepych naboi. Zdala od lasu ukazały się małe, kąśliwe tankietki.
Z drżeniem rąk i serc, chłopcy zwijali linie, zabierali cały sprzęt łącznościowy. Wiedzieli, że to nie wojna, a jednak.
Był w nich niepokój prawdziwych zdarzeń.
Biegiem przeszli łąkę, sprawnie złożyli sprzęt na wozy, motocykl znowu zaparskał. Wozy ruszyły z miejsca. Na łąkę szybko wytaczały się tankietki, pluły ogniem i dymem, w pędzie szalonym waliły wprost na drogę.
Żołnierze pokryli się w rowach za płotami, krzakami. Zdała szedł wolny, długi sznur nieprzyjacielskiej piechoty. Nagle na całej linii z okien dymników, z za płotów poczęły prażyć karabiny maszyno-