Strona:Jeden trudny rok opowieść o pracy harcerskiej.pdf/93

Ta strona została przepisana.

sunięte naprzód, ale to dopiero początek. I przekonaliśmy się, że sami nie damy rady, tu potrzeba dużej gromady. Całej drużyny, a może jeszcze więcej. Jaki to zamiar, skąd się wziął i wogóle, powie Stefan, od którego się wszystko zaczęło.
— Mów, Stefan — udzielił głosu Hubert — i opowiedz od samego początku.
— Pamiętacie może — zaczął Stefan Rybicki, a czuć było, że głos mu drży z przejęcia — że zeszłej zimy byłem trzy tygodnie w szpitalu.
Szmer przy ogniu dał do poznania, że przypominają to sobie.
— Otóż, gdy leżałem, do tego samego pokoju wniesiono ofiarę wypadku samochodowego. Prześliczny chłopczyk o jasnych włosach. Auto zdruzgotało mu jedną nogę, a druga wisiała na włosku. Miano ją amputować. Po godzinie nadbiegł zawiadomiony ojciec, potem matka, oboje wyrobnicy. Byli cały dzień przy pracy, dziecko biegało samopas i w tym czasie wpadło pod koła. Ojciec zabiegał koło maleństwa (był to jedynak), pytał pielęgniarki; pobiegł do naczelnego doktora. A matka stanęła z rękoma splecionemi pod brodą nad dzieckiem i przez całe godziny nie poruszyła się ani o krok. Wiecie, kobieta kiedy płacze, zawodzi, to budzi współczucie. Ale jeśli tak zastygnie… Wierzcie mi,