Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

chu wieczornym. Jest to śliczny chłopiec z błyszczącemi oczami, w wąskich, eleganckich bucikach, w obcisłych spodniach, w świeżo białym żabocie i krawacie, z takiemi pięknemi lokami. Nieposkromiony, wesoły chłopak!
Czyżby to był ten sam wielki, poważny pan, na którego lasce jeździłem konno, mężczyzna, na zatroskaną twarz którego spoglądałem z czcią dziecięcą i którego nazywałem „ojcem“. Odpowiadasz twierdząco, stary ekranie, ale czy jesteś tego zupełnie pewien? Zastanów się, że tem samem ciężko go oskarżasz. Czy to podobna? Czy rzeczywiście, bywał zmuszony klękać na podłodze w tych ślicznych spodeńkach, aby się podnieść i wygładzić i tym sposobem otrzymać przebaczenie, przyczem maleńka rączka mojej matki przesuwała się pieszczotliwie po jego włosach?
Ach, stary ekranie, czyżby młodzieńcy i dziewczęta z przed lat pięćdziesięciu kochali się i starali tak samo, jak i teraz? Czyżby mężczyźni i kobiety nie zmienili się wcale od tej pory? Czy doprawdy serca małych dziewczynek biły równie silnie pod haftowanemi stanikami, jak biją teraz pod strojnemi mantylami? Czyżby stalowe kaski i cylindry w niczem nie zmieniły kryjących się pod niemi mozgów? O Czasie, potężny Chronosie! Otóż twoja potęga! Osuszyłeś morza, góry zrównałeś, a nie możesz dać sobie rady ze strunami drobnego, ludzkiego serca? Ach, tak, zostały one naciągnięte przez Potężniejszego od ciebie, a wybiegają daleko, daleko poza zakres twego działania,