Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

od rana do wieczora drepce się na jednem i tem samem miejscu. Budowa sufitu przedstawia zawiele sposobności do rozbicia sobie głowy, a za mało miejsca do golenia. Hymny kocie, wyśpiewywane na cześć niewzruszonych bogdanek, w cichą noc księżycową, na ceglanych dachach, słyszane zblizka, bywają wprost nie do wytrzymania.
Tak, na mieszkanie dajcie mi wygodny apartament na pierwszem piętrze w eleganckim domu przy Piccadilly, (ach, żeby to kto dał mi taki apartament!), do myślenia jednak zostawcie mi poddasze na dziesiątem piętrze w najludniejszej dzielnicy miasta. Jest coś wzniosłego w wysokości. Lubię spokojnie siedzieć i spoglądać z wyżyny na gniazdo os, lubię słuchać głuchego łoskotu ludzkiej fali, bezustannie przypływającej i odpływającej w wąskich ulicach i zaułkach. Jacy maleńcy wyglądają ludzie, jak są podobni do roju mrówek, pędzących na oślep do swego nędznego mrowiska. Jak drobne wydają się sprawy, do których tak gwałtownie spieszą! Rozmawiają, krzyczą, kłócą się, ale słabe ich głosy nie dochodzą na poddasze. Kłopoczą się, gniewają, męczą i umierają, „a ja, mój Wertherze, siedzę wyżej nad tem wszystkiem, jestem sam na sam z gwiazdami“!
Najniezwyklejsze, z widzianych przeze mnie poddaszy, było to, które dzieliłem z moim przyjacielem przed wielu, wielu laty. Ze wszystkich ekscentrycznie pomyślanych budynków, poczynając od Bradshow, a kończąc na labiryncie w Hamptone — Courte, nasz pokój był najekscen-