Strona:Jerome K. Jerome - Z rozmyślań próżniaka.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

kiwać i przystają w głębokiej zadumie, z utkwionemi w dal oczyma? Gdy zaś zapytujemy je o przyczynę zamyślenia, wstrząsają tylko kędzierzawemi główkami i uciekają ze śmiechem do małych towarzyszy. Mnie jednak osobiście zdaje się zawsze, że słuchają one czarodziejskiej muzyki starego Pead-dudziarza, a może nawet widzą swemi jasnemi oczkami jego tajemniczą, fantastyczną postać, niepostrzeżenie przemykającą się wśród gwarnego tłumu.
Nawet my, dorosłe dzieci, słyszymy nieraz jego muzykę. Ale tęskne dźwięki dobiegają nas zdaleka, a wesoły świat krzyczy tak głośno, że całkiem zagłusza mistyczną melodję. Aż wreszcie pewnego pięknego dnia prześliczna, smętna pieśń zabrzmi głośno i wyraźnie, a wówczas, jak dzieci, odbiegniemy nasze zabawki i podążymy na jej wezwanie. Kochające ręce wyciągną się, by nas zatrzymać, a głosy, których słuchaliśmy tak długo, krzykną, abyśmy zostali. Ale my odsuniemy łagodnie kochające ręce, przejdziemy poprzez zasmucony dom i staniemy w otwartych naoścież drzwiach. Dzika, tajemnicza muzyka zabrzmi w naszem sercu, my zaś pojmiemy wówczas jej prawdziwe znaczenie.
Chciałbym, żeby ludzie lubili zwierzęta, nie warjując jednak, jak to z wielu się zdarza. Najczęściej grzeszą pod tym względem kobiety, ale nawet nasz inteligenty rodzaj niejednokrotnie krzywdzi swoich ulubieńców, robiąc z nich najnieznośniejsze stworzenia skutkiem swego bałwochwal-