Strona:Jerzy Bandrowski - Czerwona rakieta.djvu/261

Ta strona została przepisana.
Rozdział XXI.
CZEKAJ!

I znowu zeszli się przyjaciele przy kawiarnianym stoliku. Był Ryszan, Szydłowski, Ziemba, Niwiński. Szydłowski zlekka kulał, bo, przyciśnięty głodem, starając się dostać do swego pensjonatu, został na Kreszczatyku lekko ranny w nogę odłamkiem szrapnela. Opowiadali sobie swoje przygody i najnowsze wiadomości.
Pokazało się, że korpus polski, choć wciąż miał utarczki z bolszewikami, nie tylko nie przyszedł z pomocą Ukraińcom, ale oświadczył nawet, że nie wie, dlaczego miałby to zrobić wobec stanowiska, jakie Centralna Rada zajęła wobec Polaków.
— Ale wojsko robimy w dalszym ciągu, co? — pytał Niwiński Ziemby.
— Naturalnie. Może być, że Francja dojdzie z bolszewikami do ładu. A wy co robicie? — zwrócił się Ziemba do Ryszana.
— Zachowujemy jak najściślejszą neutralność. Nawiasem mówiąc pułkownik Murawiew, jak dotąd, bardzo się przyzwoicie wobec nas zachowuje. Delegacja nasza była u niego w sprawie pomordowanych okrutnie naszych żołnierzy i zażądała zadośćuczy-