Strona:Jerzy Bandrowski - Niezwalczone sztandary.djvu/324

Ta strona została przepisana.


XXV.

Jechali strasznym jakimś krajem, pustynnym, posępnym, żałosnym w jesiennem obumieraniu. Już się ani wstawać, ani nawet w okno patrzeć nie chciało.
Niwińskiemu było niesłychanie smutno. Po długich rozmowach z kapitanem doszedł do przekonania, że wojsku zagraża rozłam pomiędzy oficerami, którzy, podzieleni na odrębne partje wojskowe, niestrudzenie przeciw sobie intrygują. I znowu: Przysłani przez Hallera oficerowie wraz z oficerami legjonowymi, nie znając zupełnie stosunków, nie orjentowali się ani w zagadnieniach rosyjskich, ani nawet co do własnych ludzi, którzy w Rosji już kilka lat spędzili, więc czekali tylko na Francuzów, niedowierzając Czechom i nie umiejąc zawiązywać z nimi bliższych stosunków. Oficerowie austrjaccy, którzy dotychczas siedzieli w obozach dla jeńców i zgłaszali się najpóźniej, rościli sobie wysokie pretensje, nie mieli wyobrażenia o tem, co dawniej robiono, co się na świecie dzieje, co ich czekać może. Francuzów nie znali, a Czechów nienawidzili. Wreszcie oficerowie rosyjscy, przeważnie sztabowi, za nic mieli legjonowych i austrjackich oficerów, w Czechów nie