Strona:Jerzy Bandrowski - Osaczona i inne nowele.djvu/214

Ta strona została przepisana.

się stłumionym okrzykom dzieci, rozmyśla — ale nie pisze.
Dawniej pisywał bardzo wiele. Kto się o tem chce przekonać, niech rzuci tylko okiem na stojącą obok biurka półkę z książkami. Na najwyższej półce połyskuje cały szereg pięknie oprawnych tomów z wyzłacanymi brzegami. To jego utwory, prace. Kilka powieści, nowele, szkice literackie, listy z podróży. Jest tego sporo. Niektóre z-tych książek można znaleźć prawie w każdym domu, w salonie, na stoliku, między bibelotami; inne czytają może młodzi ludzie na poddaszach, w ubogich izdebkach, czytają i rozprawiają o nich żywo...
Ale dla niego to już rzeczy martwe, a nieraz nawet i obce. Przeszłość. Nic z tego wszystkiego nie wróci się, nic już nie zagrzeje. Myśli poszły w świat, między ludzi, stały mu się między nimi obce, obojętne.
Pewnej niedzieli przeglądał swoje książki. Zdawało mu się, że je zna, a przecież tu i ówdzie zatrzymywał się nad jakiemś zdaniem, czytał je uważnie i spostrzegał, że mu było nowe, nieznane. Zastanawiał się nad niem, nad przesłankami logicznemi, jakie je mogły zrodzić — i dziwił się. Nie zawsze udało mu się przypomnieć sobie drogę, jaką przyszedł do tego lub owego przekonania. Zdziwił się jeszcze więcej, gdy, rozłożywszy przed sobą książki, zaczął porównywać swoje podobizny, umieszczone na pierwszej stronicy.