Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.
— 105 —

ma budę do podniesienia na wypadek deszczu a także zasłonę z małemi szklanemi okienkami dla osób, nie chcących wystawiać się na widok publiczny.
Strój „rikszy“ jest przeważnie granatowy, bardzo lekki. Bogaci ludzie mają własnych „rikszów“, przeważnie pięknie i silnie zbudowanych, młodych mężczyzn. Ci czasem ubrani są bardzo kuso, w coś w rodzaju naszego kostjumu kąpielowego z krótkiemi rękawami i z majtkami do pół ud; na głowie mają kaszkiety. Ładni, muskularni i żółci, w tych ciemno granatowych strojach wyglądają wytwornie.
Są też zajmujący z punktu widzenia sportowego. Każdy „riksza“ może śmiało stanąć do biegu maratońskiego. Są tak wprawni w biegu, że choć czasem spocą się, nie tracą oddechu i biegnąc, rozmawiają głosem zupełnie równym i naturalnym, nieraz śmiejąc się głośno. Łączą się zwykle w małe grupy po trzech lub pięciu. Europejczyka jadącego „rikszą“, denerwuje to, że on się za siebie nigdy nie ogląda. Nieraz dogania jadącego samochód lub tramwaj i zdaje się, że przejedzie, a „riksza“ na nic nie zwraca uwagi i najspokojniej człapie sobie dalej.
Pomijając rzekomą degradację człowieka, zmieniającego się — według naszych pojęć — w zwierzę pociągowe, jazda „rikszą“ jest jednym z najmilszych, najwytworniejszych sposobów lokomocji. Wózek toczy się równo, cichutko, nie trzęsąc. Niema się przed sobą grzbietu woźnicy, niema turkotu — słychać, co ludzie na ulicy mówią. „Riksza“ nigdy nie powiezie przez błoto, po kamieniach, pod słońce lub w słońcu — bo co jest nieprzyjemne pasażerowi, jeszcze przykrzejsze jest dla niego.