Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.
— 174 —

— A przeciw nim nie? Wszakże to my wraz z Czechami i Japończykami biliśmy się w Mandżurji!
— Przecie o tem poważnie mówić nie można. Nie macie nawet porządnej armji.
— Nam armja niepotrzebna. Nam można zabrać jakieś terytorjum na sto, sto pięćdziesiąt lat, ale ono kulturalnie zawsze pozostanie chińskiem a formalnie prędzej czy później zawsze do nas wróci. My nie chcemy podbojów, nie pragniemy zwycięstw, lecz sprawiedliwości. Chcemy żyć po swojemu na swojej ziemi. I jesteśmy przekonani, że — wobec wystąpienia prez. Wilsona — sprawa braterskiego współżycia ludów weszła na dobrą drogę.
— O, mister Czang! Łatwo wam nie mieć armji, jak was jakie pięćset miljonów. Tak można mówić w dzikiej Azji. Ale w cywilizowanej Europie gdybyśmy wojska nie mieli, toby nas wyrżnięto w pień.
Po pewnym czasie udało mi się zbliżyć trochę do Sjamczyków.
Mówię „trochę“, bo skończyło się na bardzo chłodnym stosunku ceremonjalnym, co jednak już było wiele, przyczem nigdy nie dostąpiłem zaszczytu poznania się z jedyną damą sjamską, jaka się na statku znajdowała, było to bowiem towarzystwo naprawdę bardzo wysokiego rodu i trzymające się zdala od towarzyszów podróży. Księciu kłaniałem się zdaleka, księżnej nie miałem nawet prawa kłaniać się, ponieważ mnie jej nie przedstawiono, ja zaś, widząc, jakie to wszystko jest wytworne, ceremonjalne i wyniosłe, nie domagałem się tego zaszczytu.
Jacy to ludzie są, ci Sjamczycy?
Mogę mówić tylko o tych, których obserwowałem, o ludziach z najlepszego towarzystwa. Ci byli oczy-