Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.
— 206 —

Przejeżdżając jednego dnia przez Hyde-Park, spotkałem kobiecą kompanję inżynierji wojskowej. Oddział wyglądał bardzo solidnie, poważnie i po wojskowemu. Prowadziła go oficer-kobieta. Publiczność nie zwracała na oddział najmniejszej uwagi — snać przywykła.
Wrażenie, jakie wyniosłem z kontaktu z Anglikami, było to:
Naród ten odświeżył się przez wojnę, zbliżył się dzięki niej znów do życia i poczuł swą siłę. Kocha poprostu życie codzienne bez literackiego wyrafinowania. Wywrotowości, której chcieliby się w nim niektórzy dopatrzyć, niema w Anglji, jest zato poczucie własnej sprawności, a co zatem idzie, dążenie do rozszerzenia praw narodu i reorganizacji ustroju na lepsze. W tym kierunku, może nawet nieświadomie, prowadzili propagandę żołnierze kanadyjscy, australijscy, południowo-afrykańscy i amerykańscy, żołnierze, którzy zresztą dowiedli swej wierności dla rasy anglosaskiej. Ten naród, czy ta rasa może dążyć do pewnej wygodniejszej reorganizacji, ale swoich narodowych czy rasowych interesów, ani sprawie społecznej, ani międzynarodowej nie poświęci.
Ale właściwie — nie Anglicy mnie w Londynie zajmowali. Narodów dziwnych lub obcych widziałem już dość. Zato serce rwało mi się do Polski i do Polaków, których tak dawno nie widziałem. Należało ich za każdą cenę odszukać w Londynie.
Łatwo powiedzieć. — Londyn ma dziś 7 miljonów mieszkańców.
A jednak — niemniej łatwo się to robi.
Obowiązkiem moim było zameldować się osobiście w policji. Tę znaleźć zawsze łatwo. Wszedłem do