Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.
— 49 —

Ty jesteś w mundurze, weź sztandar, poniesiesz go przed naszym oddziałem obok flagi czeskiej. To zaintryguje reporterów, napiszemy artykuł o naszej wspólnej akcji na Syberji, ludzie dowiedzą się czegoś o was, a my wystąpimy przed światem jako sojusznicy.
Propozycja była zupełnie godziwa, a kap. Niemec uczynił mi ją, mimo iż w owym czasie trwała wojna polsko-czeska o Cieszyn, zatem do sojuszu było obu narodom bardzo daleko.
— A czy prasa japońska ma jakie światowe znaczenie? — zapytałem.
— Rozumie się. Tu są ajencje telegraficzne, mające połączenie z Ameryką, Szangajem i Indjami. Wieści z Dalekiego Wschodu idą przeważnie przez Japonje.
— Więc zgoda. Będę jutro chorążym.
Dał mi adres znajomego sobie, zamieszkałego w Tokjo Polaka, do którego się też natychmiast udałem.
Pracował on w jakiemś handlowem biurze amerykańskiem.
Przywitał mnie bardzo serdecznie, ze wzruszeniem. Porozumieliśmy się natychmiast i wspólnie już udaliśmy się do szefa z prośbą o zwolnienie rodaka na ten dzień. Amerykanin nietylko dał urlop bez przeszkody, ale bardzo żywo wypytywał o Syberję.
Wyszliśmy na ulicę, rodak mój najwidoczniej wytrącony z równowagi.
— Chodźcie, pokażę wam sztandar. Ja tu niedaleko mieszkam. Zobaczycie dom japoński, ja mieszkam u dziennikarza japońskiego.
— A oni mnie tam przyjmą?
— Naturalnie. Japończycy lubią rozmawiać z cudzoziemcami, ciekawi są...