Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.
— 58 —

muzykę, piekielne skrzypce, flety, bębny i gongi. Na końcu jechał samochód z olbrzymim napisem: — Ha! Ha! Myśmy wygrali!
Te dwie grupy wschodnie, jak i grupa filipińska, były i ozdobne i miały jakiś sens. Reszta przypominała trochę nicejski karnawał a trochę „Purimbal“. Amerykańscy i europejscy spekulanci, giełdziarze międzynarodowi, eksporterzy argentyńscy i brazylijscy mojżeszowego wyznania, urządzili ordynarną i jarmarczną hecę, wrzaskliwą i silącą się nadaremnie na dowcip. Tych wozów i figur nie warto wspominać, dla ścisłości jednak zaznaczę, że nie brakowało i białobłękitnego wozu z gwiazdą Dawidową, a ulice Jokohamy rozbrzmiewały triumfalnym „majufesem“.
Wśród tego kosmopolityczno-orjentalnego „brouhaha“ maszerowała żołnierskim krokiem mała gromadka Czechów. Wielu z nich było bez rąk i wiatr, podmuchujący od morza, szarpał szydersko pustemi rękawami. Inni niezgrabnie przewalali się z nogi na nogę, zgiąć zesztywniałych kulasów nie mogąc — ale przecie trzymali krok, choć im hektyczne rumieńce wystąpiły na policzki, a oddech świstał w płucach. I śpiewali. Śpiewali swoje pieśni rewolucyjne, piosenki ludowe, a od czasu do czasu i to najczęściej — „Czerwony Sztandar“. Tak jest, ten żołnierz będzie chciał być gospodarzem na swej ziemi — ale nie w tem rzecz, „moment pikantny“ był w czem innem. Ponieważ krzywda społeczna jest w Japonji — jak zresztą wszędzie na Wschodzie — nieledwie uświęcona, więc rząd tępi zawzięcie socjalizm, który oczywiście dzięki temu wcale się nie szerzy. „Czerwonego Sztandaru“ śpiewać nie wolno — więc każdy go umie. Dalej: Japończyk bez różnicy stanu najwyżej ceni bohaterstwo. O żoł-