Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.
— 60 —

„Kimigajo“, ale wystarczyło krzyknąć: „Nippon banzaj!“, a już zrywał się huragan okrzyków i trzepotały nad grzędą różnobarwne proporczyki papierowe.
Nareszcie po kilku godzinach marszu i „banzajowania“, pochód się skończył i oddział inwalidów czeskich wkroczył triumfalnie do jednej z restauracyj japońskich, gdzie jednak można było dostać europejski obiad i znakomite, mocne piwo „Kirin“. Czesi, choć zmęczeni, byli zadowoleni z siebie, pewni, że znowu narodowi czeskiemu „wybili okno na świat“, to znaczy — dali ludziom wiedzieć o sobie.
Co do tego, to spotkał ich nieprzyjemny zawód. Prasa japońska o czeskiej grupie prawie zupełnie nie pisała — prawdopodobnie właśnie wskutek zbyt częstego śpiewania „Czerwonego Sztandaru“.
Niezrażony tem kap. Niemec w parę tygodni później urządził w szpitalu czeskim bazar czeski, na którym udało mu się zgromadzić prawie cały świat dyplomatyczny Tokja. Sprzedawano wędliny czeskie i ulubione torty narodów sojuszniczych, śpiewano pieśni czeskie, wreszcie ośmiu ozdrowieńców, przebrawszy się w stroje ludowe za chłopów i dziewczęta, odtańczyło „besedę“, która — zwłaszcza Japończykom — bardzo się podobała. Wkrótce potem przyjechał znów kwartet głosowy czeski, a po nim koncertowa orkiestra wojskowa. Przystąpiono też do zorganizowania Czechów zamieszkałych w Japonji — garstka niewielka, ponieważ jednak każdy z nich mieszkał w innem mieście, a wszyscy dobrze znali Japonję, stosunki i język, przeto przedstawiciel czeski mógł z nich mieć dla siebie korzyść niemałą.