Strona:Jerzy Bandrowski - Przez jasne wrota.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.
— 68 —

cierpią tego hotelu, nie mogą się na siebie wzajemnie patrzeć.
Wśród zgorzkniałych i znudzonych Europejczyków kręcą się jak duchy dwie dzieweczki japońskie, Kin i Taki. Kin rozlewa herbatę, Taki podaje ciastka. Obie ubrane są w cudne, barwne kimona na kolorowych jedwabnych podszewkach, obie ślicznie uczesane, różowe i uśmiechnięte. Podchodząc do gościa, dygają przed nim pięknie, flecikowemi głosikami piszczą coś, a najmniejszy żart przyjmują wesołemi iskierkami w oczach i cichutkim chichotem. Drepcą tak szybko, że szerokie rękawy kimona powiewają, odsłaniając ich delikatne różowe ręce, a czasem z pod poły wysunie się goła noga, na której widać krótką białą skarpetkę i drobny sandałek. Cudzoziemcy nie wiedzą, nie rozumieją. Picie herbaty uważane jest za szczególniejszą sztukę towarzyską, umiejętność, po której poznaje się człowieka i jego wychowanie. Dziewczęta uczy się sztuki podawania herbaty jak najwdzięczniejszego, jak najmilszego, tak żeby każdy ruch pomnażał tylko błogie uczucie harmonji i rozkosznej pogody, jakiego człowiek doznaje po kilku łykach tego najlepszego na świecie napoju. Kin i Taki robiły to z istotną sztuką, wielkim wdziękiem, uwagą i harmonijną pogodą — ale cudzoziemcy nie poznawali się na tem. Gdyby im był podawał herbatę „boy“ chiński, byłoby im zupełnie wszystko jedno. Dlatego to owe biegające kwiatuszki chichotały, mimo, iż stojąca w głębi „hallu“ żona dyrektora, chuda, żółta, z nosem długim jak klarnet, poważna dama, w ciemnem jedwabnem kimonie, małemi oczkami śledziła każdy ruch dziewcząt, pomna zasady piękna dla piękna i sztuki dla sztuki. Nie wiem, jakie są Japonki, i przypuszczam, że to muszą być ziółka