Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

pana na przedstawienie do Zakładu i uciekam. Moje uszanowanie.
Tu panienka dygnęła pięknie Polacie, nadstawiła policzek ojcu i uciekła, mimo iż do Zakładu było jeszcze względnie daleko. Ale, widać, po tej tak uroczystej przemowie zbyt wzruszona, pragnęła być sama.
Panowie szli jakiś czas w milczeniu.
— A — ha — ha! — ziewnął muzykalnie pan Piekarski — Poetessa!
— Ale to jest śliczne! — mówił Polata — Poezja gra w tem młodem serduszku. Najlepszy dowód — ten pęd naprzód, nieoglądający się na nic.
— Pęd naprzód ma każde stworzenie — zauważył pan Piekarski — I gdybyśmy tylko według tego mieli sądzić, w każdym koniu musielibyśmy uznać poetę.
— Próbuje pan ironizować — odrzekł poeta — a tymczasem mówi pan prawdę. Zapomniał pan o Pegazie?


XLIII.

W gościńcu „Pod Złotą Gwiazdą“ jakgdyby się powietrze odmieniło.
Stary pan Brat nie stał się wprawdzie ani rozmowny, ani wesoły, ale — rzekłby kto — spokorniał, duchowo przycichł, zrobił się nieśmiały.