Strona:Jerzy Bandrowski - Rajski ptak.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

Kryńka przechyliła się przez niego, namacała klamkę, szarpnęła i pchnęła drzwi.
Na komodzie, do której zboku pod oknem przystawiony był stół z przyborami do pisania, płonęła palnikowa lampa bez klosza. W jej jaskrawem świetle widać było poetę, leżącego bez ruchu na podłodze, twarzą do ziemi, z prawą ręką wyrzuconą przed siebie. Niedaleko żelaznego pieca, buchającego czerwonym żarem i strzelającego wesoło, błyszczał mały, niklowany browning.
Kryńka krzyknęła głośno i rzuciła się ku „ciału“.
Pan Brat schylił się, podniósł broń, zabezpieczył ją i wpuścił do kieszeni manszestrów.
— Ostrożnie! Powoli! — mówił pan Piekarski, usuwając nabok kobietę — Trzeba go przedewszystkiem obejrzeć.
Przyklęknął przy leżącym, ujął prawą rękę w przegubie, namacał puls. Po chwili podniósł głowę i spojrzał na zatrwożoną Kryńkę jakby zdziwiony.
— Żyje! — rzekł — Tętno trochę przyśpieszone, ale równe, pełne...
— Przenieśmy go na łóżko!
Dźwignęli młodego denata, ułożyli go na łóżku nawznak. Pan Piekarski pośpiesznie rozchylił na piersiach denata koszulę — kurtka pyjamy była rozpięta, spojrzał na pierś w okolicy serca — nic. Zaniepokojony odgarnął włosy na skroniach — też ani śladu jakiejś rany.