Strona:Jerzy Bandrowski - Siła serca.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

Było to powiedziane poważnie, bez podejrzanej intonacji, zupełnie szczerze.
— A panowie daleko jadą?
Zamiast odpowiedzi oficer wzruszył ramionami.
— Czy ja z wami dojadę?
— Może pani być co do tego spokojna. My panią prześlemy.
— Pani jest nadana w tej chwili jako przesyłka do brata! — tłomaczył jej z uśmiechem Janek. — Niech się pani nie obawia, oni panią odstawią... Więc — do widzenia, panno Kasiu! Życzę pani powodzenia! Niech pani wsiada!
Jeszcze raz przez otwarte okno podała mu rękę.
— Do widzenia pani. A niech pani nie pisze, nie potrzeba, ja i tak będę wiedział. Więc — wszystkiego dobrego.
Salutował jej.
A potem czekał chwilę, rozglądając się.
Przechodził koło niego żandarm.
— Proszę was — zaczepił go. — Bądźcie tak dobrzy i odprowadźcie mnie do samochodu. Ja z moją sztuczną nogą robię za dużo sztuk cyrkowych podczas chodzenia...
Komendant pociągu wziął go pod rękę.
— Panie poruczniku! Będę sobie uważał za zaszczyt!

Janek jeszcze raz salutował Kasi, uśmiechnął się i kuśtykając, powędrował z oficerem.