Strona:Jerzy Bandrowski - Sosenka z wydm.djvu/259

Ta strona została przepisana.

narzeczem Wielkiej Wsi, skąd neńka pochodziła. Dość na tem, że wśród tej gromady znalazła się para, sześcioletni chłopczyk Janek i pięcioletni berbeć Józia. Tych dwoje trzymało się zawsze razem, a co więcej, miało te same upodobania, z których najgłówniejszem było stałe wymykanie się z domu i uciekanie nad zatokę, na której brzegu maleństwa mogły się bawić swobodnie i spokojnie. Janek miał na sobie sweterek zielony z czerwonemi wyłogami i czerwoną ciepłą czapeczkę z długim fontaziem, siostrzyczka zaś jego ubrana była w ciepły sweterek czerwony z zielonem i zieloną czapeczkę. Trzeba jeszcze dodać, że o ile Janek był chłopcem na wiek swój dość dużym i tęgim, jego siostrzyczka, choć zdrowa i rumiana, była maleńka jak krupka.
Nad zatoką nie było wprawdzie dzieci, ale zato było cicho, a mimo to wesoło. Dzieci nie zdawały sobie z tego oczywiście sprawy, ale blask słoneczny, odbijający się od ogromnego zwierciadła wód, przeważnie gładkich, prześwietlał ich oczy i rozweselał jasne duszyczki. Widoczny naprzeciw drugi brzeg zatoki, zwykle błękitny, a czasem szafirowy, wyglądał jak niebieskie wybrzeże nieznanego świata. Zawsze widać było na zatoce przynajmniej kilka pomarenków z rozpiętemi czarnemi żaglami, a bywało, że ciągnęły ich pośpiesznie całe sznury, i dzieci wiedziały, że to