Strona:Jerzy Bandrowski - W białem miasteczku.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bo jest głupia! — objaśnił doktór. — Nie powinna płakać, ale śmiać się!
— Jednakże?
— Jednakże? Cóż za straszna historja, że jej matka pokazała „starą panią“ pani Mandlowej! To każda przekupka potrafi!
— Co takiego?
— Nic znowu tak nadzwyczajnego! Wypięła na nią „starą panią“. Nie widziałeś pan tego jeszcze w życiu?
— Doktorze! Jakże można! Przy pannach!
Doktór spojrzał na niego zimno i odpowiedział:
— Mój panie! Czy to ja co pokazywałem? Czego pan ode mnie chcesz?
Panna Elza znowu zaniosła się od płaczu.
— Ale cóż się właściwie stało? — pytał zaciekawiony Zagórski.
— Głupstwo! — warknął doktór.
— Pani aptekarzowa wyrządziła mamusi publiczny afront na rynku! — odezwał się Ryś.
— Wstyd mówić!
— Pobiły się panie może?
— Dajże pan spokój! Pobiły! Powtarzam panu: aptekarzowa pokazała pani Mandlowej na rynku „starą panią“! — objaśnił doktór.
— A w dodatku miała czerwone, barchanowe majtki! Coś obrzydliwego! — oburzała się panna Wanda.
— Tak w biały dzień, na rynku, przy ludziach? — dziwił się Zagórski.
— Miała panią Mandlową może na tę demonstrację do swego salonu prosić? — przyszpilił Zagórskiego doktór.