Strona:Jerzy Bandrowski - Wieś czternastej mili.djvu/31

Ta strona została przepisana.

Albowiem tu, aczkolwiek znacznie mniej zostało jej bielizny do prania, ma tyle miejsca do jej rozwieszania, ile tylko dusza zapragnie. Wystarczy poprostu wyjść gdziekolwiek za dom, wbić kilka pali w ziemię, związać je sznurami i — hulaj dusza! Niema już rzucającej cień wysokiej fasady domu, ani olbrzymich drzew, ani nawet źdźbła trawy. Nic, tylko zeschła, rozpalona glina i sznury do rozwieszania bielizny.
Żar sypie z nieba, ziemia aż parzy, ludzie oblewają się potem i dyszą ciężko, a ona wychodzi rozpromieniona i rozwieszając na sznurach bieliznę, którą zresztą niebardzo szczycić się można, uśmiecha się.
Nareszcie ma, o czem przez całe życie dusza jej marzyła...