Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

nych pątników, o gburach, którzy na odpust przyjeżdżali z lądu własnemi końmi lub szkutami gdańskiemi, z koszami i worami owoców, za co rybacy znów częstowali ich węgorzową zupą i węgorzami — to smażonemi, to gotowanemi z bulwą i sosem koprowym, to znów wędzonemi, których nie skąpili też i na powrotną drogę. Jakież miłe było to ciche święto bogatej, płodnej jesieni, gdy ląd i morze, zgodnie ukląkłszy przed ołtarzem Przenajświętszej, wymieniały swe dary!
— Dokąd węgorze wędrują?
— Daleko, daleko, do Atlantyku, a potem przez zatokę Biskajską ku brzegom Ameryki, ku Antyllom.
— Do słońca! Burze je chronią.
— Nie. Prawdę mówiąc, podczas burz on się najlepiej łowi. W żakach porwanych przez burzę zawsze coś jest. Cała rzecz w tem, że żaki są drogie i podczas burzy niebezpiecznie je stawiać.
— Na jedno wyjdzie.
Tomasz myśli o Matce Boskiej Wangorzowej. Unosi się nad falami, a u stóp jej kłębowisko niemych, bezgrzesznych ryb... Błękitny jest płaszcz Matki Boskiej i gwieździsty, srebrnemi nićmi księżyca haftowany, ale oto Ona, ulitowawszy się nędzy ryb, potrząsnęła płaszczem, i w tej chwili gwiazdy na nim zgasły, a fałdy płaszcza wzdęły się i zaszumiały jak fale morskie, i zahuczał wicher srogi, porwały się sieci przemyślne i ryby pod przykryciem płaszcza Tej, „Której berła ląd i morze słucha”, spokojnie poszły w swą drogę ku słońcu ku zielonym, górzystym wyspom niezmierzonego Oceanu.
— Tam, w ciepłych wodach Oceanu, w wielkich głębokościach składa węgorz jaja, które zmieniają się w larwy kształtu listka. Listki te wracają znów do naszych słodkich wód.
— Co ty mówisz chłopie!
— Jak Boga kocham! Człowiecze to są cuda, cuda nie do wiary! W naszych wodach przeobrażają się,

128