Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/293

Ta strona została uwierzytelniona.

— Marsz, bo ci w łeb strzelę! — huknął, chwytając za broń.
Ignacy wyskoczył z pokoju.
A Kułakowi bryznęła z irytacji krew z nosa.

List do Duszy.

Stary Paweł ciężko zachorzał. Jeździł do lasu po drzewo w zimie dużo i tam się zaziębił. Naprzód dostał postrzału. Z tem się długo nie bawił. Kazał się zaraz synom wymasować. Był to masaż oryginalny, jego wynalazku, zapomocą kolan. Obaj synowie wleźli na starego i gnietli go kolanami tak długo, póki nie zawołał „dość”, że zaś, chcąc tatkowi pomóc, pracowali rzetelnie, sił nie żałując, więc po tym masażu znowu rozbolały starego żebra. Ale to był tylko początek, bo wkrótce przyszedł suchy kaszel, ból głowy i „fiber”*. Chciał go Paweł wygonić grokiem i wypoceniem się — napróżno. Było mu coraz gorzej, aż wreszcie któryś z rybaków rozpoznał zapalenie płuc.
Co robić?
Zapalenie płuc u człowieka przeszło siedemdziesięcioletniego — rzecz poważna. O doktorze mowy być nie mogło. Sto złotych za wizytę — skądżeby rybak na to wziął! Dawano okłady.
Gorączka rosła. Tomasz, który ją mierzył regularnie i wogóle starał się czuwać nad starym, zauważył, że rybak bardzo słabnie. Póki był zdrów, trzymał się doskonale i niejednego młodego mógł przeskoczyć. Kiedy organizmem wstrząsnęła choroba, pokazało się, że to stary „wrack”, gruchot, który z łatwością rozlecieć się może. Mogło być źle.
Jak tylko wiadomość o chorobie Pawła się rozniosła, natychmiast zaczęli go odwiedzać „przyjaciele”. Przychodziło ich pięciu, sześciu, siadali gdzie kto mógł i siedzieli, kiwając żałośnie głowami, albo gawędzili z narzekającą starą Anną. Stary z trudnością oddy-

283