Strona:Jerzy Bandrowski - Zolojka.djvu/332

Ta strona została uwierzytelniona.

Aby w nią rybę wpędzić, wiatr musi ją odpowiednio „obdać”, to znaczy, musi być odpowiednie następstwo wiatrów, inaczej ryby nie będzie, wiatr bowiem wytwarza w wodzie prądy, któremi ryba idzie. Wiatr i prądy — oto co kombinować i z czem przedewszystkiem liczyć się musi rybak — a niema nic bardziej zwodniczego. Najgorsza niby jest zyda — wiatr południowy — ale w rzeczywistości zły jest każdy wiatr stały, to znaczy, gdy wieje zbyt długo, bo rybę odnosi — jak rybacy mówią — „zjada”. Jeden wiatr np. norda wpędza wodę do zatoki i wpędza w nią rybę, drugi, zachodni wypędza ją.
Tak więc, gdy na lądzie wiatr nie gra roli, na półwyspie rybak obserwuje go bezustannie i każda jego zmiana budzi w nim łatwo już chyba zrozumiałą emocję, oraz nasuwa mu na myśl mnóstwo przenajrozmaitszych kombinacyj. Że zaś „wiatrowi słucha ptactwo”, przeto rybak pilnie obserwuje i ptaki, a potem wogóle przyrodę, której wszystkie przejawy życia połączone są ścisłym związkiem.
O ile wpływ panowania wiatru jest dla charakteru rybaka szkodliwy, bo czyni go chwiejnym, zmiennym, nieufnym, zawodnym i nieobliczalnym, o tyle obserwowanie przyrody, zżycie się z nią prowadzi go do kontemplacji, a połączone z tem poczucie własnej bezsilności, nicości człowieka wobec tych wszystkich olbrzymich a niepojętych potęg, wytwarza w nim silną, gorącą wiarę i szczere, pełne pokory zdanie się na łaskę Opatrzności.

Tam w górze!

Wyszedłszy raz na przechadzkę, ujrzałem na skraju lasu rybaka, rozwieszającego między sosnami wery, t. j. skrzydła od żaków. Było to pięknem wrześniowem popołudniem.

322