Strona:Jerzy Szarecki - Czapka topielca.pdf/107

Ta strona została skorygowana.

że na ląd ma prawo wyjść tylko komendant i kulka w łeb z jego ręki czeka tego, ktoby ośmielił się złamać ten zakaz. Marynarze odeszli do kubryku przebrać się w suche drelichy i na pokładzie prócz trapowego i służby kotwicznej zostałem sam jeden. Burza srożyła się coraz bardziej. Całe potoki deszczu wraz z bryzgami fal zlewały mnie całego od stóp do głów, wiatr targał połami nieprzemakalnego płaszcza. Nie czułem tego wszystkiego. Umysł miałem zaprzątnięty tą całą makabryczną historją, w którą niebacznie wplątał się Janusz. Z trwogą oczekiwałem ranka, by móc ujrzeć Januszka i wpłynąć nań w sensie zlikwidowania tego niezwykłego romansu. Nie chcę twierdzić, że już wtedy miałem złe przeczucia lecz ciemna noc, burza, błyskawice co chwila rozdzierające czerń nocy w połączeniu z przygniatającem wrażeniem, jakie wywarł na mnie przeczytany niedawno dokument, działały ujemnie na mój system nerwowy. Czułem jakiś nieokreślony strach nietylko o Januszka, lecz także, co najdziwniejsze, o siebie. Dla zabicia dłużącego się czasu przeglądałem dziennik okrętowy i jakieś na nim notatki porobione ręką Januszka. Wśród nich znalazłem dokładną długość i szerokość geograficzną wyspy przy brzegach której znajdowała się obecnie „Perła“. Miejsce to odszuka-