Strona:Jules Verne-Anioł kopalni węgla.djvu/028

Ta strona została uwierzytelniona.

się pośród jasno oświetlonej przestrzeni z nagromadzonemi wielkiemi stosami węgli, około których dzieci, od ośmiu do dwunastu lat, zebrane w dość wielkiej liczbie krzątały się pilnie.
Była to chwila przeznaczona na przenoszenie węgli. Nikt nie zważał na Annę, nikt się nią nie zajmował; naśladując też swoje towarzyszki, podsunęła i ona ku robotnikom koszyk, który w jednej chwili napełniono ładunkiem. Jednocześnie dwóch silnych robotników ciężar ten włożyło jej na plecy.
Anna ugięła się, ale na rozważanie nie było czasu, poszła więc za drugimi.
W korytarzu, którym postępowała, często się potykała, potrącała o ściany. Idące za nią robotnice nagliły do pośpiechu; nieraz zdawało jej się, że traci siły. Doszła jednak do oznaczonego miejsca, i wysypując węgle, z uczuciem niewysłowionej radości pomyślała:
— No, Bogu dzięki, pierwsza próba powiodła się, przezwyciężyłam samą siebie, stanę się teraz pomocą dla mego ukochanego ojca. Jakaż wielka radość napełnia moje serce!
Po długich godzinach zajęcia nadszedł dla robot-