Strona:Julian Ejsmond - Żywoty drzew.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

Pod cieniem lipy wzrastał, pod jej konarami bawił się piłką, dokoła jej rozrosłego pnia gonił się z innemi dziećmi.
A potem pod starą lipą uczyć się począł i pisać pierwsze słowa. I jednem z najpierwszych słów, które niewprawnemi literkami wypisywał z lubością i miłością, było słowo: lipa.
A jeszcze potem — już jako uczniak — kuł w cieniu lipowym łacińskie słówka:
„Amo, amavi, amatum, amare...“
Gdy zaś zapomniał którejś z form, lekki wiaterek budził się i szemrał cichutko w gałęziach. I podpowiadał mu, jak uczniak podpowiada innemu uczniakowi:
„Amare...“
Poczem przekładał to na język polski:
„Kochać...“
Ale mały uczniak nie rozumiał wtedy jeszcze tego słówka...

W cieniu dobrego drzewa w lipcowy skwarny dzień, gdy nad ziemią latały płomienie, przeczytał kiedyś czarującą opo-