Strona:Julian Ejsmond - Żywoty drzew.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.



Kiedy „księżyc już wzeszedł“ i „psy się uśpiły“ — jak mówi stara piosenka — nic nie klaskało za borem — wbrew słowom tej piosenki — i pod jaworem, o którym będzie mowa w tej opowieści, nie czekał żaden „Filon miły...“
Jawor ów wyrósł na skraju dzikiej puszczy Karpackiej, naprzekór wyjącym wichrom, prosto i dumnie, tam, gdzie każde inne drzewo uległoby dawno huraganom, pochyliło się lub padło zgruchotane.
Dokoła niego wznosiły się strzeliste kolumny drzewne bez koron, o utrąconym wierzchołku... Rozrosłe korzenie wyszarpnięte z jelit ziemi, podobne do potwornych wężowisk... Pnie szerokie, zbutwiałe, rozmokłe od wilgoci, porosłe mchem, bujną paprocią i ożyną.