Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/028

Ta strona została przepisana.

— Tak jest, zawołał wtedy; tak, posuwamy się. Ten skwar duszący przeciska się przez ściany pocisku. Wywiązuje się on przez tarcie o warstwy atmosferyczne. Wkrótce ten upał się zmniejszy, bo już bujamy w próżni, a za to później ucierpimy niemało od zimna.
— Jakto Barbicanie, zapytał Michał Ardan; sądzisz więc że już przebyliśmy granice ziemskiej atmosfery?
— Bezwątpienia. Widzisz Michale, jest teraz jedenasta bez pięciu minut. Już około ośmiu minut jesteśmy w drodze; jeżeli przeto nasza początkowa szybkość nie zmniejszyła się przez tarcie, to dosyć było sześciu sekund na przebycie szesnastu mil atmosfery otaczającej kulę ziemską.
— Wybornie, odrzekł Nicholl, ale w jakim stosunku oceniasz to zmniejszenie się szybkości przez tarcie?
— W stosunku jednej trzeciej części, odpowiedział Barbicane. Zmniejszenie to jest bardzo znaczne, ale takiem jest według mego rachunku. Jeśli przeto początkowa szybkość nasza była jedenaście tysięcy metrów, to po wyjściu z atmofery zredukuje się ona do siedmiu tysięcy trzystu trzydziestu dwóch metrów. W każdym razie przebyliśmy już tę odległość, i.....
— I przyjaciel Nicholl wtrącił wesoło Michał Ardan przegrał swoje zakłady; 4,000 dollarów za to że kolumbiada nie pękła, a 5,000 dollarów za to, że pocisk wzniósł się wyżej nad sześć mil.