Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/075

Ta strona została przepisana.

nie zakopał gdzie w jakiej rozpadlinie, zanim jeszcze skorupa ziemska nie była dobrze uformowaną.
— Mój poczciwy Barbicanie, odpowiedział Michał Ardan, masz ty jak widzę odpowiedź na wszystko, i schylam czoło przed twą mądrością. W każdym razie jest jedno przypuszczenie, które mi się lepiej nad wszystkie inne podoba, a to jest, że Selenici jako starsi od nas są mędrsi, i nie wynaleźli prochu.
W tej chwili do rozmowy wmięszała się Djana ponurem szczeknięciem. Dopominała się ona o swoje śniadanie.
— Otóż macie, dodał Michał Ardan, zagawędziliśmy się, i zapomnieliśmy całkiem o Djanie i Satelicie.
Ofiarowany sobie potężny kawał pasztetu, Djana pożarła z gustem widocznym.
— Czy wiesz co, Barbicanie, ciągnął dalej Michał, ja sądzę że powinniśmy byli z tego pocisku zrobić drugą arkę Noego, i zebrać w niej na księżyc po parze z każdego gatunku zwierząt domowych.
— Zapewne, odpowiedział Barbicane, aleby miejsca zabrakło.
— Nie zabrakłoby, rzekł Michał, gdybyśmy się dobrze ścisnęli.
— Prawdą jest niezaprzeczoną, odezwał się Nicholl, że wół, krowa, koń i wszystkie roślinożerne zwierzęta, bardzoby nam się przydały na lądzie księżycowym. Na