Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/113

Ta strona została przepisana.

— Więc dlaczegóżeś się krył z niemi?
— Przez żart, mój zacny prezesie, przez prosty żart, który mi się nie powiódł. Chciałem, przybywszy na księżyc, wypuścić je nic wam nie mówiąc! Hę! jakieżby to było wasze zdziwienie, skorobyście ujrzeli ten drób ziemski, dziobiący pola księżycowe.
— O! pustaku ty! pustaku niepoprawny! tobie się i bez tlenu w głowie przewraca; ty wciąż jesteś takim, jakimi byliśmy przed chwilą pod wpływem tego gazu; wciąż jesteś jakby postrzelonym, jakby warjatem!
— A któż wie, czy my naówczas nie byliśmy rozumnymi? odparł Michał Ardan.
Po tej uwadze filozoficznej, trzej przyjaciele zabrali się do uporządkowania pocisku. Kury zostały zapędzone do swej klatki. Lecz wśród tych zajęć, Barbicane i dwaj jego towarzysze dostrzegli na sobie oznaki nowego zjawiska.
Od chwili opuszczenia ziemi, ich własny ciężar, oraz ciężar kuli i przedmiotów jakie w sobie zawierała, ulegał widocznie stopniowemu zmniejszaniu. Chociaż nie mogli ubytku tego stwierdzić na pocisku, jednak miała nadejść chwila, w której skutki tego dadzą im się uczuć na nich samych, i na przedmiotach do ich użytku służących.
Rozumie się, że waga nie mogłaby wykazać tego ubytku, bo sama z ciężaru swego utraciłaby tyle co i przedmiot ważony; lecz bezmian sprężynowy naprzy-