Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/185

Ta strona została skorygowana.

— Lecz, zapytał Nicholl, jakaż jest temperatura zewnętrzna?
— Taka właśnie jak zwykle w przestrzeniach planetarnych, odpowiedział Barbicane.
— Więc, dodał Ardan, czy nie byłaby to dobra sposobność do zrobienia tego doświadczenia, jakiego nie mogliśmy uczynić skąpani w promieniach słonecznych?
— Teraz, albo nigdy, odrzekł Barbicane. Nie można się znajdować w lepszych jak my obecnie warunkach, do przekonania się, czy dokładne obliczenia porobili Fourier i Pouillet.
— W każdym jednak razie szalone tu zimno, krzyknął Michał Ardan. Widzicie jak mróz osiada na szybach naszych okienek. Jak pójdzie tak dalej, to wkrótce nasz własny oddech w postaci śniegu spadać nam będzie przy nogach.
— Przygotujmy termometr, rzekł Barbicane.
Rozumie się, że termometr zwyczajny żadnegoby nie okazał rezultatu, wystawiony na powietrze w takich okolicznościach. Merkurjusz zamarzłby, bo on przestaje być płynnym w 42 stopniach niżej zera. Lecz Barbicane zaopatrzył się w termometr systemu Walferdin’a, który pokazuje minimum temperatury nadzwyczaj nizkiej.
Przed rozpoczęciem doświadczenia, narzędzie to porównane zostało z termometrem zwyczajnym, i Barbicane sposobił się do użycia go w obecnej potrzebie.