Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/232

Ta strona została przepisana.

— Zgoda na to, odrzekł Nicholl; lecz dlaczegóż te dwa ruchy nie były równe wówczas, gdy są równe teraz?
— Bo na tę równość wpływało działanie ziemi; a zkąd wiemy, że ta attrakcja miała dość siły do zmienienia ruchów księżyca w epoce, kiedy ziemia była jeszcze w stanie płynnym?
— Ależ znowu, ciągnął Nicholl, zkąd wiemy, że księżyc był zawsze satelitą ziemi?
— A zkąd wiemy, dorzucił Michał Ardan, że księżyc nie istniał o wiele wcześniej od ziemi?
Wyobraźnia bujać zaczynała po niezmierzonem polu przypuszczeń. Barbicane pragnął je przerwać.
— Są to, rzekł on, zagadnienia trudne do rozwiązania, nie zaciekajmy się w nie. Przypuśćmy tylko niedostateczność attrakcji pierwotnej, a wtedy, w skutek nierówności dwóch ruchów: obiegowego i obrotowego, nocy mogły następować po sobie na księżycu, tak samo jak to ma miejsce na ziemi. Zresztą i bez tych nawet warunków, życie było możliwem.
— Tak więc, pytał Michał Ardan, ludzkość wyginęła na księżycu?
— Tak jest, odpowiedział Barbicane, lecz może dopiero po tysiącach wieków swego istnienia. Potem, zwolna atmosfera się rozrzedzała, a tarcza stała się niemieszkalną, jak nią będzie kiedyś kula ziemska przez ostudzenie.
— Przez ostudzenie.