Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/252

Ta strona została przepisana.

— Zgadzam się na to Bronsfieldzie. Lecz z przeproszeniem twojem poruczniku, gdzie znajdujemy się w tej chwili?
— Panie, odpowiedział Bronsfield, zapuściliśmy dotąd 21,500 stóp, a jeszcze kula ciągnąca na dół sondę nie dotknęła dna, bo sonda byłaby już sama wypłynęła.
— Dowcipny to jest ten przyrząd Brook’a, rzekł kapitan Blomsberry. Przy jego pomocy można dopełniać sondowania z wielką dokładnością.
— Dno! zawołał w tej chwili jeden ze sterników dozorujących na przodzie statku.
Kapitan i porucznik pobiegli tam natychmiast.
— Jaka jest głębokość? zapytał kapitan.
— 21,762 stóp, odpowiedział porucznik, zapisując tę liczbę do swego pugilaresu.
— Dobrze poruczniku, rzekł kapitan, pójdę oznaczyć to na mojej mappie. Teraz każ wyciągnąć sondę na brzeg; będzie to robota na kilka godzin. Przez ten czas inżynier każe rozpalić w piecach, a jak tylko skończycie będziemy gotowi do odjazdu. Jest teraz dziesiąta wieczór, i za pozwoleniem twojem poruczniku, ja się pójdę położyć.
— Uczyń to pan, uczyń, z grzecznością odpowiedział porucznik Bronsfield.
Kapitan okrętu Susquehanna, dzielny człowiek, jeśli, nim był, bardzo uniżony sługa swych oficerów, poszedł do swej kajuty, napił się grogu zrobionego na wódce,