Strona:Juliusz Verne - Bez przewrotu.pdf/186

Ta strona została przepisana.

godnik Mód“ lub „Bibliotekę Romansów i Powieści,“ znajdował w tej lekturze urok nieopisany.
Ale, jeśli to zachwianie nastąpi, ileż to będzie katastrof na powierzchni naszej sferoidy! Co zalewów, miast wywróconych do góry nogami, gór zawalonych, mieszkańców zabitych, mas płynnych wyrzuconych z łożysk i sprowadzających przerażające klęski!
Byłoby to jak gdyby trzęsienie ziemi niepomiernie gwałtowne.
— Gdyby chociaż — mruczał Alcyd Pierdeux, — gdyby ten dyabelski proch kapitana Nicholl miał mniej mocy, możnaby spodziewać się, że pocisk wróci uderzyć o ziemię, czy to w część jej leżącą przed czy też za punktem strzału, naturalnie okrążywszy wprzód kulę ziemską. A w takim razie wszystko powróciłoby na miejsce, i to w czasie względnie niedługim — naturalnie bez katastrof nie obyłoby się, to już niema i gadania. Otóż dzięki ich meli-melonitowi pocisk opisze linię krzywą i nie wróci przeprosić ziemię za zrobienie jej subiekcyi i ustawić ją na dawne miejsce!
Mówiąc to, Alcyd Pierdeux wymachiwał rękoma, jak przyrząd, stawiany na brzegach morza do dawania sygnałów; można było sądzić, że wszystko, co się znajdowało w promieniu dwóch metrów, podruzgocze na drobne kawałki.
Potem mówił znowu: