Strona:Juliusz Verne - Bez przewrotu.pdf/217

Ta strona została przepisana.

która umie pracować na równi z niewolnikami, ujęta w żelazne karby despotycznej władzy sułtana Bali-Bali.
Sułtan ten uchodzi z wszelką słusznością za jednego ze znakomitszych władców tych ludów środkowej Afryki, które usiłują wydostać się z pod wpływu, a raczej z pod panowania Anglii.
Do Kisongo zatem prezes Barbicane i kapitan Nicholl, w towarzystwie dziesięciu pomocników oddanych im całkowicie, przybyli w pierwszych dniach miesiąca stycznia bieżącego roku.
Opuszczając Stany Zjednoczone, o czem wiedzieli tylko mistres Evangelina Scorbitt i J. T. Maston odpłynęli z Nowego-Yorku ku przylądkowi Dobrej-Nadziei, zkąd znowu statek przeniósł ich do Zanzibaru, na wyspę tegoż nazwiska. Ztamtąd czółno, wynajęte w tajemnicy, zawiozło ich do portu Mombas na wybrzeżu afrykańskiem, po drugiej stronie kanału. Eskorta, wysłana przez sułtana, czekała na nich w porcie i po uciążliwej podróży stumilowej, odbytej przez tę okropną okolicę, zarośniętą lasami, poprzecinaną strumieniami, zdradzieckiemi trzęsawiskami, dostali się nareszcie do rezydencyi królewskiej.
Oznajomiwszy się z rozultatem obliczeń Mastona, prezes Barbicane wszedł w stosunki z sułtanem Bali-Bali za pośrednictwem pewnego podróżnika szwedzkiego, który spędził lat kilka w tej części