Strona:Juliusz Verne - Bez przewrotu.pdf/244

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XX.
Który kończy tę zajmującą historyą, równie prawdziwą jak nieprawdopodobną.

— Barbicane?... Nicholl?...
— Maston!
— To wy?...
— Tak, to my!
W tym zaimku, wykrzykniętym jednozgodnie tonem niezwykłym przez obu kolegów, znajdowało się morze szyderstwa i wyrzutu.
J. T. Maston pociągnął swym metalowym haczykiem po czole. Potem głosem, który świstem wychodził mu z ust — jak syk żmii — powiedziałby Ponson du Terrail:
— Wasza galerya Kilimandżaro czy miała sześćset metrów długości na 27 szerokości? — spytał.
— Tak.
— Wasz pocisk czy wistocie ważył sto ośmdziesiąt milionów kilogramów?
— Tak!
— A strzał czy był dany siłą dwóch tysięcy tonn meli-melonitu?
— Tak.
To potrójne „tak“ spadło jak trzy uderzenia maczugi na głowę J. T. Mastona.