Strona:Juliusz Verne - Bez przewrotu.pdf/70

Ta strona została przepisana.

tyczną linię, J. T. Maston znalazł się już tam na stanowisku obserwacyjnem i nie zszedł z niego aż do końca. Tam przez szkło olbrzymiego instrumentu śledził jazdę przyjaciół, którzy, siedząc w napowietrznym rydwanie, lecieli w przestrzeń.
Można było mniemać, że ziemia utraci na zawsze swych zuchwałych podróżników. I w istocie, czyż nie należało się obawiać, że pocisk, zatrzymany w pewnej odległości przez przyciąganie księżyca, skazany zostanie na wiekuiste krążenie wokoło gwiazdy nocy w charakterze jej podrzędnego satelity? Wszakże nie tak się stało. Zboczenie, które należałoby nazwać opatrznościowem, zmieniło kierunek pocisku. Zamiast dosięgnąć księżyca, okrążył go wokoło i, spadając z coraz większą szybkością, powrócił do naszej sferoidy, przelatując pięćdziesiąt siedm tysięcy sześćset mil na godzinę w chwili, gdy się pogrążał w przepaściach morza.
Szczęściem, masy płynne Oceanu Spokojnego osłabiły wstrząśnienie, spowodowane upadkiem, którego świadkiem była amerykańska fregata Susquehanna. Natychmiast wiadomość o tem przesłano panu J. T. Maston. Sekretarz Klubu Strzeleckiego zszedł co tchu ze swego obserwatoryum na Long Peak’u, by zarządzić środki ratunkowe. Zapuszczono niezwłocznie ołowianki wokoło miejsca, w które pogrążył się pocisk, a zacny i skory do poświęceń J. T. Maston nie wahał się z przywdzia-