Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

— Cóż zamierzasz robić z temi kurami? — pytał Barbicane.
— Ach! jacy wy jesteście niedomyślni! Chcę zaaklimatyzować je na księżycu!
— Dlaczego więc ukrywałeś je przed nami?
— Przez żart, mój zacny Barbicanie, przez prosty żart, który mi się nie udał. Chciałem, przybywszy na księżyc, wypuścić je, nic wam nie mówiąc! Jakieżby było wówczas wasze zdziwienie, gdybyście ujrzeli drób ziemski na polach księżycowych!
— O! figlarzu! figlarzu! tobie się i bez tlenu w głowie przewraca; wciąż jesteś takim postrzelonym, jakbyś był pod wpływem tego gazu.
— A któż wie, czy wówczas nic bylibyśmy rozumnymi? — odparł Ardan.
Po tej filozoficznej uwadze podróżnicy zabrali się do uporządkowaana pocisku. Kury zostały zapędzone do swej klatki. Wśród tego zajęcia Barbicane i dwaj jego przyjaciele dostrzegli na sobie oznaki nowego zjawiska.
Od chwili opuszczenia ziemi, własny ich ciężar, oraz ciężar pocisku i przedmiotów w nim się znajdujących, widocznie stopniowo się zmmiejszał.
Waga wprawdzie nie mogłaby wykazać tego ubytku, gdyż sama z ciężaru swego utraciłaby tyle, co i przedmiot ważony; lecz bez-