Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/202

Ta strona została przepisana.

i tem samem. Nieustannie rzucasz snopy światła na ziemię.“
— „Gdy huczy piorun i płynie błyskawica, wypływasz w całej swej piękności i śmiejesz się z nawałnicy.“
Wszyscy pod tym wpływem szczególnego zadowolenia udali się aż na ostatnie krańce wyspy, aby obserwować pełnią morza. Usiedli na złomie skalistym, w obec horyzontu, który nie zaćmiony, był jasnym jak przezrocze!
W tej chwili nie było Aristobulusa, któryby masztem swej szalupy, lub dymem z wystrzału zasłonił tarczę słoneczną, widzialną z krańców wyspy Staffa.
Wreszcie zawiał ostatni wiaterek i uspokojone fale morza spoczęły. Cała przestrzeń wydawała się jak olbrzymia płyta zastygłego kryształu.
Wszystko składało się na uświetnienie spodziewanego fenomenu.
Nagle Partridge po upływie może godziny zawołał wyciągając rękę:
— Żagiel!
— Żagiel? Czyliżby miał cel rozminąć się dla zasłonięcia słonecznej tarczy? Byłożby to już więcej jak fatalność!
— Żagiel ten płynął pomiędzy ujściem wyspy Jona, a całą rozległością wyspy Mull. Lawirował bardzo ostrożnie i wreszcie wynurzył się jako okręt.
— To Clorinda, rzekł Olivier Sinclair, a po-